Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Newborn. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Newborn. Pokaż wszystkie posty

sobota, 29 sierpnia 2015

Gościnnie: J’AIME LE KOSOVO – Iza Wysocka

Tym razem w cyklu "Gościnnie..." - czyli podróżnicze opowieści naszych znajomych (i nie tylko) , zapraszamy Was na wycieczkę po Kosowie. Całkiem niedawno mogliście czytać moją relację ze stolicy Kosowa - Prisztiny. Dziś drugie spojrzenie na ten region, a wszystko za sprawą poniższego artykułu autorstwa Izy Wysockiej. 

Dla większości spotkanych przeze mnie w Kosowie ludzi każdy, kto odwiedza ich Państwo regularnie, jest podejrzany. Polski paszport podany podczas regularnej kontroli w autobusie poza typowym sezonem turystycznym zadziwia zarówno policjantów, jak i kierowców oraz pasażerów wokół, a jeden ze znajomych dopiero niemalże po roku moich dość częstych wizyt stwierdza, że nie jestem szpiegiem i przedstawia mnie swojej żonie oraz pokazuje mi ich córkę. Przed zmianą paszportu ilość pieczęci z Kosowa za każdym razem skłaniała pograniczników do pełnych szczerego zdziwienia pytań, czy mam tu pracę, miłość, cokolwiek..? Za którymś razem w autobusie w okolicach Prisztiny jeden z miejscowych wskazał mi ciemność za oknem i zapytał, co widzę. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nic. "No właśnie" - wyraźnie czekał na taką odpowiedź - "Po co tu przyjeżdżać, przecież tu nic nie ma".

Być może – przynajmniej w Prisztinie – nie ma atrakcji turystycznych w pełnym tego słowa znaczeniu, ale, jak zwykle odpowiadam: lubię to nic. Ale czy na pewno nic? Jest NEWBORN, napis wykonany ze stalowych liter, który w pierwotnej, pokrytej niesamowitą ilością bazgrołów żółtej wersji można zobaczyć choćby w teledysku pochodzącej z Kosowa Rity Ory („Shine Ya Light”). Z początku miał być przemalowywany każdego 17 lutego na rocznicę uzyskania przez Kosowo niepodległości, jednak po raz pierwszy udało się to po pięciu latach, w roku 2013, kiedy namalowano na nim flagi należące do państw uznających istnienie Republiki Kosowa. Przy kolejnej rocznicy litery zostały pokryte wzorem moro z nieregularnymi dziurami po kulach. Okazało się jednak, że wspomnienia wojny są wciąż świeże, a wygląd NEWBORNa nie zdobył szczególnej sympatii społeczeństwa, w efekcie czego ‘dziury’ zostały zamalowane sercami. W roku 2015 na literach powstał kolorowy malunek a’la grafitti z rysunkami i pozytywnymi hasłami typu „be happy” czy „we are one”. Nie przeszkodziło to jednak ludziom w standardowym już uzupełnianiu wzoru swoją twórczością, w tym np. tą wyrażającą niezbyt pozytywny stosunek dominujących na terytorium Kosowa Albańczyków do Serbów.


W ramach mojego prisztińskiego „nic” jest jeszcze stara część miasta z meczetami, bazarem pełnym mydła i powidła, świeżych warzyw w niemalże wszystkich kolorach tęczy, bałkańskiego sera, koszulek z godłem Albanii, gdzie starsi panowie grają w szachy na planszy ustawionej na odwróconym kartonie. Jeszcze trzy lata temu można było w pobliżu zjeść burek i napić się kawy po turecku, teraz miejsca te zostały wyparte przez nowoczesne kawiarnie i fast foody. Ciężko dziś znaleźć parzoną kawę, kelner od razu proponuje espresso albo macchiato. Z tradycji pozostała jedynie szklanka wody (zwykle z kranu), zwyczajowo podawana wraz z kawą.



Jest zwykle pełen ludzi deptak im. Matki Teresy, zakończony fontanną i pomnikiem Skanderbega (Jerzego Kastrioty), narodowego bohatera Albańczyków, który bronił ich przed Imperium Osmańskim. Jest pomnik Billa Clintona, przy którym znajduje się sklep o nazwie „Hilary” i bulwar nazwany jego imieniem. Są kawiarnie pełne ludzi, tętniące życiem puby i kluby nocne, sklepy z wystawnymi sukniami uszytymi z mieniących się materiałów oraz ozdób, są albańskie flagi i symbole widoczne na stoiskach z czapeczkami, szalikami, breloczkami, obrazkami.. Są sprzedawcy papierosów oferujący swój towar na rozkładanych stolikach oraz dzień i noc przechadzający się po wszelkiej maści lokalach. Są wystrojone dziewczyny i zadbani chłopcy, młode rodziny z uwielbianymi w całym Kosowie dziećmi, polityczne hasła na murach i widoczne starania, aby nie dać się szarości betonu, który chociażby w postaci straszącego w centrum reliktu - budynku Grand Hotelu dominuje w mieście.



Kiedyś prądu nie wystarczało dla wszystkich miejsc, dziś nie ma z tym problemu. Zaskoczeniem może być za to brak… wody. W nocy poza centrum, od 23:00 do 5:00 rano nie umyjemy się, nie spłuczemy toalety, nie zmyjemy naczyń, ale nikomu wydaje się to nie przeszkadzać. Zapewne kwestia przyzwyczajenia. W Polsce niemal nie do pomyślenia – w Prisztinie normalna sprawa.

Wystarczy oddalić się od Prisztiny na 15 minut jazdy autobusem aby dotrzeć do Gračanicy, serbskiej enklawy, gdzie znajduje się słynny, imponujący monastyr. Wszystkie okoliczne szyldy są w cyrylicy, w barach i pubach można kupić jedynie serbskie piwo, a na ulicy nie słychać języka albańskiego. Podobnej, bardziej gwałtownej zmiany można doświadczyć w Kosowskiej Mitrowicy – mieście podzielonym przez rzekę Ibar na dwie części mostem wciąż strzeżonym przez połączone siły policji i wojsk KFOR (Kosovo Forces). W części serbskiej można płacić dinarami, zamiast meczetów widać monastyry, a samochody jeżdżą bez tablic rejestracyjnych gdyż Serbowie, nie uznając niepodległości Kosowa, odmawiają umieszczenia ich na swoich pojazdach. Serbskie auta kończą zresztą swój bieg po tej stronie miasta. Jeżeli jedziemy taksówką na drugą stronę mostu, przed wjazdem nań będziemy musieli przesiąść się w pojazd albański. Jeśli jedziemy autobusem z Belgradu do Prisztiny, również czeka nas zmiana, a w dodatku najprawdopodobniej kierowca bez wyraźnej prośby nie zatrzyma się przed Gračanicą, pomijając obrany przez nas, a zdominowany przez Albańczyków, cel.



Najbardziej turystycznym miejscem na mapie Kosowa jest Prizren. Ciężko się temu dziwić - urokliwe miasteczko z dzielącą je rzeką, kamiennym mostem, zwieńczone górującą na wzgórzu twierdzą od razu zdobyło moje serce. Dodajmy do tego mnóstwo małych knajpek, dominujący w krajobrazie meczet Sinana Paszy wybudowany w 1615 roku, niesamowity widok na miasto wraz z otaczającymi je górami z pochodzącej z V. w. n.e. fortecy, doroczny festiwal filmów dokumentalnych DokuFest, muzyczny Ngom Fest, a okaże się, że ciężko o nim zapomnieć. Mało? Przejdźmy się wieczorem do pubu, gdzie głównie mężczyźni śpiewają do późna w nocy tradycyjne, stare albańskie pieśni, których są uczeni od dziecka. Prizren jest piękny o każdej porze roku – jesienią, gdy drzewa dookoła zmieniają kolor, a na ulice spadają kasztany, albo, a może i szczególnie zimą, kiedy zanika gwar kawiarnianych ogródków, a śnieg otula ulice i domy. Można rozgrzać się odpowiednim trunkiem, do którego polecam miejscowy specjał – suxhuk (alb. - czyt. sudżuk), kiełbasę niepodobną w smaku do żadnej innej - najlepsza i najsłynniejsza pochodzi właśnie z Prizren. Dodajmy do tego kosowską życzliwość i pozytywne zaciekawienie miejscowych, którzy w domach nadal posługują się językiem tureckim, pozostałością po Imperium Osmańskim, a otrzymamy pełne śladów dawnej historii miejsce, do którego będziemy chcieli powracać.




Miłośnicy obcowania z naturą również znajdą coś dla siebie – z miasteczka Peć można wyruszyć w przepiękne góry Północno-albańskie, w których położony jest najwyższy szczyt Kosowa, Djeravica (2656 m. n.p.m.). Mało kto wie, że w pobliżu Peć znajduje się również via ferrata. Mnogość obszarów górskich, jak chociażby wspomniane już pasmo wchodzące w skład gór Dynarskich czy góry Szar, dostarcza wielu malowniczych tras trekkingowych, coś dla siebie znajdą także wspinacze skałkowi. Dość znanym regionem dla obydwu aktywności są wodospady Mirusha położone mniej więcej w połowie drogi między Prisztiną a Peć, bliżej stolicy znajduje się natomiast góra zwana po albańsku Guri i Qikes, gdzie można uprawiać wspinaczkę. Wybitnych wrażeń może dostarczyć również wizyta w kanionie Rugova położonym w pobliżu Peć. Narciarze mają natomiast do dyspozycji najsłynniejszy w kraju kurort – Brezovicę.


Kwestia wiary w Kosowie to sprawa dla mnie niesamowita. W Prisztinie (tak samo jak w Prizren) znajdują się meczety, prawosławne klasztory i kościoły. W okolicach starego bazaru słucham nawoływania muezinów, w nowszej w niedzielę budzą mnie dzwony. Na święta Bożego Narodzenia w centrum stoją dwie choinki (jedna przed deptakiem Matki Teresy, w miejscu nazwanym imieniem dowódcy Armii Wyzwolenia Kosowa: Zahir Pajaziti, gdzie na małej scenie odbywają się wszelkie uroczystości; druga zaś przy pomniku Skanderbega), a mieszkańcy miasta obchodzą najważniejsze święta każdej z religii. Sto procent tolerancji.



Osobnym, ale znakomicie dopełniającym całości rozdziałem są ludzie – bez przesady mogę stwierdzić, że nigdzie poza Kosowem (i Albanią) nie spotkałam ludzi tak życzliwych, gościnnych i przyjaznych. Takich, którzy nieproszeni o pomoc udzielą jej zupełnie bezinteresownie, którzy nigdy nie zdradzą śladu złości czy zniecierpliwienia. Którzy podzielą się tym, co mają, nawet jeżeli nie posiadają prawie nic. Którzy uznają, że z uwagi na moją fascynację ich państwem, ich dom jest moim domem. Z otwartymi sercami i umysłami. Potrafiących się zjednoczyć, wspierających się nawzajem, dumnych ze swojego pochodzenia pomimo wojny, którą doskonale pamiętają  oraz kraju, w którym żyją i którego wady dostrzegają. Korzystających z życia pomimo mocno ograniczonych możliwości. Ludzi tworzących państwo, do którego pragnę wracać.

Kosowo dawno już nie jest miejscem, którym straszono nas kiedyś w telewizji, ani takim, które często widzimy w wynikach internetowych wyszukiwarek – pełnym wojsk, czołgów i drutów kolczastych. Nie jest również zupełnie beztroskie. Za wypełnionym pracą, nauką, obowiązkami towarzyskimi i przyjemnościami dnia dzisiejszego życiem kryje się troska o przyszłość, ale i również starania o to, aby była ona jak najlepsza. Jak w każdym kraju świata.

Autorką wpisu i zdjęć jest Iza Wysocka. 

Jestem ciekaw czy ten wpis zmienił jakoś Wasze nastawienie lub wyobrażenie o Kosowie ? Może teraz część z Was jednak chciałaby się tam wybrać czy to dalej nie Wasza "bajka" :) ? 

Inne gościnne wpisy możecie znaleźć tu.


niedziela, 9 sierpnia 2015

Newborn Kosowo. Newborn Prisztina.

Poprzedni wpis obfitował w widoki, które można podziwiać jadąc do Kosowa przez Albanię. To góry, lasy i łąki towarzyszyły przez większość czasu. Jak dało się zauważyć sama droga, którą się poruszaliśmy była dobra, a nawet bardzo dobra. W tym wpisie trochę stolicy Kosowa - Prisztiny. 


Kosowo wita. Naczytawszy się informacji i porad w przewodnikach, na stronach internetowych o problematycznym stawianiu pieczątek do paszportów przez kosowskich pograniczników (w szczególności jeśli ktoś ma zamiar pojechać, wrócić do Serbii) stwierdziłem, że i ja wolę dostać pieczątkę na osobnej kartce tak ażeby nie znalazła się ona w moim paszporcie. Nic z tego. 
Nie było absolutnie mowy o jakiejś kartce ani też wjechaniu na dowodzie osobistym. Paszport musi być i już. No i był. Pieczątka wjazdowa kosowskich służb granicznych również. No trudno pomyślałem, przecież jeszcze nie wracam do Serbii to nie będę się martwić na zapas. 

Republika Kosowa to jedno z najmłodszych państw świata. Niepodległość została uchwalona w 2008 roku. Nie jest tajemnicą, że kilkadziesiąt krajów (w tym Serbia) nie uznaje tej decyzji ani też nie utrzymuje z Kosowem stosunków dyplomatycznych. Jednak istnieje sporo krajów, które uznały Kosowo za niepodległe państwo. Niejako w podziękowaniu tymże krajom, została stworzona w Prisztinie specjalna instalacja - pomnik Newborn. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Printfriendly